
Kilka ostatnich dni było dla mnie prawdziwym wyzwaniem kulinarnym :) Przygotowywałam tort urodzinowy dla mojego chłopaka w kilku turach. Tort miał być piękny, smaczny, mocno alkoholowy... Ze świetną dekoracją w postaci gwiazdek wyciskanych rękawem cukierniczym. To nie był mój pierwszy tort jaki piekłam, ale tym razem przepis był z innego źródła. No i co się wydarzyło?:) Tort prawie zakończył się katastrofą, krem - woda, lał się po rękach... W efekcie wykorzystałam połowę kremu, albo jeszcze mniej bo po prostu płynął po rancie biszkoptowym. Jak już udało mi się opanować sytuację, okazało się, że krem na gwiazdki również jest za rzadki! Gwiazdki zrobiły PAC! No cóż :D Tak to czasem bywa jak nie testuje się przepisu wcześniej, teraz zagłębię się w profesjonalną literaturę na temat cukiernictwa, bo nadal nie mogę znaleźć odpowiedzi co było przyczyną :) Końcowy efekt nie był tak zły, smak - może być, wygląd - no średni, bo byłam wściekła, że gwiazdki runęły. A perłowe groszki, które przyjechały, aż z Brwinowa (ukłony dla Kamilki, która je zakupiła) zostały wciśnięte byle jak. Urodziny się udały, a następny tort będzie lepszy :) Aha i jeszcze jeden pozytyw, wreszcie udało mi się osiągnąć biszkopt prawie bez "górki".
A tu mój tort po ekstremalnych przejściach...
I żeby nie było, że całkowicie się lenie...
Tak powstaje Zosia :) Teraz sesja, więc będzie jeszcze mniej czasu, ale postaram się ją dokończyć.