
Witajcie niedzielnie!
Zapewne wiele z was weekend spędza na wspólnych spacerach, korzystając z wyjątkowo ładnej pogody. Ja tymczasem po piątkowym powrocie z pracy dostałam w prezencie gorączkę w wysokości 39,9 stopnia. Nie była to komfortowa sytuacja, zwłaszcza, że wydawało mi się, że spada na mnie doniczka z kwiatkiem. Do tego doszły nerwy, bo zdaję sobie sprawę że w temp. ok 40 stopni następuje denaturacja białek enzymatycznych, a jeszcze dodatkowo z moim uszczerbkiem sercowym taka temperatura jest wyjątkowo nie wskazana. Lek zadziałał po drugiej dawce i temperatura zniknęła. Ostatnio dużo pracuję, nie mam praktycznie na nic czasu, maszyna odpoczywa w szafie. Dojazd do pracy pochłania mi 12,5% czasu dobowego. A z moim narzeczonym widuję się okazyjnie, przelotem jakby to ująć, jest to bardzo frustrujące :(
Wniosek 1: nie ma skutecznego sposobu na wirusa X.
Wniosek 2: brakuje mi czasu na uszycie nowego króliczka
A tymczasem w celu rozweselenia wąż XXL, którego uszyłam już jakiś czas temu :)